Patrycja Wasielewska
W zielonym zakątku
Z tomu: Zakątki życia, Poznań 2015
Tylko nie mów swych myśli do końca.
Chcę je odkrywać kawałek po kawałku,
łapać niczym motyle w siatkę,
ocierać uśmiech radości
i trwać w ramionach ich smutku.
Tylko nie mów swych myśli do końca.
Odnajdę je sama,
gdy dojdę do bram Twej duszy,
do zielonego zakątka.
poniedziałek, 9 listopada 2015
[7] Rocznicowo
Dziś mija 86 rocznica urodzin Imre Kertésza, laureata Literackiej Nagrody Nobla z 2002 r.
Autora m. in.: Losu utraconego, Dziennika galernika czy też Języka na wygnaniu. Ta ostatnia pozycja czeka w kolejce czytelniczej. Każda z nich jest warta nieprzespanej nocy.
Już niedługo kolejna recenzja.
Autora m. in.: Losu utraconego, Dziennika galernika czy też Języka na wygnaniu. Ta ostatnia pozycja czeka w kolejce czytelniczej. Każda z nich jest warta nieprzespanej nocy.
Już niedługo kolejna recenzja.
sobota, 31 października 2015
[6] Recenzja: Izabela Sowa "Smak świeżych malin"
„Wszystko ma jakieś znaczenie, każdy nasz krok ma jakiś
sens, bo dzięki niemu może się zdarzyć to i to. A więc jest
jakieś przeznaczenie. A skoro jest przeznaczenie, to nie ma wolnej
woli. Nie ma wolności, bo wszystko zostało zapisane już
wcześniej.”
Izabela Sowa „Smak
świeżych malin”.
Zawsze gdy czuję się przytłoczona rzeczywistością, gdy stos
zadań do wykonania na dziś nie chce topnieć, siadam na kanapie
i sięgam po książkę Izabeli Sowy Smak świeżych malin.
Ta nadzwyczaj lekka książka, jedna z części owocowej trylogii,
powoduje, że świat zewnętrzny przestaje istnieć, a ja zatapiając
się w historii życia Maliny odprężam się nabierając sił
do dalszego działania, wierząc jednocześnie, że sama podejmuję
decyzje.
Wydawać by się mogło, że literatura kobieca niezbyt wysokich
lotów, pisana w formie pamiętnika, opowiadająca o dylematach
studentki przedstawionych w sposób przyjazny dla nastolatek nie
stanowi pozycji godnej refleksji, a jednak. W sposób niezwykle
sprawny i zabawny autorka opowiada o tęsknotach, przyjaźni i
perypetiach młodej dziewczyny. Nie wszyscy z nas będą się z nią
identyfikować, ale każdy w jakiejś wybranej chwili swojego życia
pomyśli o zmianach, które chce wprowadzić w swoim życiu i o
nieuniknionych zdarzeniach losu, również takich, które dosięgły
Malinę.
Bohaterka Sowy przedstawia nam się jako opuszczone przez ojca dziecko, który w ważnych chwilach jej życia zawsze ją zostawiał, za każdym razem sprawiając, że czuła się samotna. To dziewczyna, niewierząca w siebie, starająca zmienić się dokonując z jednej strony metamorfozy wyglądu poprzez odchudzanie (chyba każda młoda dama wpada na taki pomysł przynajmniej raz w życiu), operację plastyczną z drugiej strony poprzez rozmowy z przyjaciółmi, psychiatrą i własnym wewnętrznym ja. Tak, to nie obciach – prosić o pomoc specjalistów, szczególnie wtedy, gdy świat staje na głowie, gdy matka nie radzi sobie z życiowymi partnerami, a promotor domaga się kolejnych rozdziałów pracy magisterskiej.
Pochłaniając
proste słowa Sowy przypinam je do co drugiej dziewczyny, do każdego
młodego człowieka, który potrzebuje przyjaciela takiego jak Ewka,
Leszek czy Jolka, wspierającego w niepowodzeniach dietowych, w
trudach miłości, takiego który jest, a nawet jeśli czasami znika
– to potem powraca.
„Irek
wyjechał. Mama milczy. Ewka wraca za trzy tygodnie. Po Jolce śladu
nie ma. Leszek wsiąkł. Ile można rozmawiać z szympansami i złotą
rybką?!!”. Samotność. Może być twórcza, pomimo, że
czasami doprowadza do apatii może stać się drogą do szczęśliwego
finału. Gdy nie koncentrujesz się tylko na sobie, gdy po prostu
żyjesz mogą Ci się zdarzyć tak niesamowite sytuacje jak Malinie
gdy wszystko wokół niej zaczęło kwitnąć, cała jej paczka
podwoiła się w szczęściu i miłości, a w życie jej matki
wkroczył „specjalista”. I nawet ona zobaczyła w pewnym momencie
swe słońce, bo w życiu każdego człowieka w pewnym momencie
pojawia się wiadomość o lotach w przestworza. Ale o tym
przeczytacie już sami. Powiem tylko – niespodziewanie spodziewane
wydarzenia spotykające bohaterkę dają nam wszystkim nadzieję na
życie bez poczucia pustki.
Dla
mnie to książka-ucieczka. Autorka wykorzystując nurtujące młodych
ludzi pytania pokazuje im drogę ucieczki od otaczającego świata –
w książkę, przyjaciół i wiedzę i w rezultacie w sukces, a
jednocześnie w lekki świat przygód, zwątpień i decyzji,
które z czasem przestają być tak trudne. Bo przecież „życie
bywa jednak cudowne”.
Zdjęcie zaczerpnięte ze strony : http://www.akapit-press.com.pl/generated/media/201309/s195_283_45c644ae7fe9d9eaabf5d7e65f648532_enlarge.jpg
[5] Recenzja: „Dziady” w reż. Radosława Rychcika, Teatr Nowy w Poznaniu
Niedzielny
wieczór zapowiadał się klasycznie. Z „Dziadami” Mickiewicza
znaliśmy się tylko ze słyszenia. Dla mnie była to zawsze
literatura, która nie nadawała się za bardzo na książkę do
poduszki. Inscenizacja w reżyserii Radosława Rychcika w Teatrze
Nowym w Poznaniu całkowicie zmieniła mój sąd w tej sprawie.
Wieczór
zapowiadał się nastrojowo, a skończył z dużą dawką energii,
emocji i wszechobecnego zachwytu.
Pierwsze
zaskoczenie było już przy wejściu. Witały nas dźwięki Ody do
radości i aktorzy- statyści, przedstawiciele różnych ras i
kultur.
Pierwszy akt zdominowany przez obrzęd Dziadów wprowadził widza w świat słów Mickiewicza i wielokulturowej globalności. Guślarz w ciele Jokera, Marylin Monroe – przewrotnie jako dziewica Ewa czy też bliźniaczki z Lśnienia w otoczeniu amerykanizującym zarówno wyglądem jak i dźwiękiem, dużo popcornu na scenie i pierwszych rzędach widowni oraz scena będąca nie tylko na scenie – to wszystko sprawiło, że pokochałam Teatr Nowy.
Niezwykle
sugestywna gra aktorów, szczególnie Tomasz Nosińskiego
naśladującego bezbłędnie ruchy Jokera czy też Mariusza
Zaniewskiego (Konrada - Gustawa). I chór podobny do
amerykańskiego girlsbandu z repertuarem z lat 60-tych.
Po
całkiem sporej dawce ludowego folkloru w barwach amerykańskich
słowa Mickiewicza nabierają innego wydźwięku. Wzmocnione
postaciami Johna Lennona, Martina Luthera Kinga czy Johna F.
Kennedy'ego przechodzą do niezwykle obrazowego, nieobecnego w
klasycznym teatrze widowiska. Monolog Konrada przypominającego swym
wyglądem hippisa, a także pokazana w stylu telenoweli scena
warszawskiego salonu z jakże dobitnym krwawym finałem ujętym
w formie groteski sprawia, że dzieło Mickiewicza nabiera
nowego sensu, nowego wymiaru. Jest uniwersalne pokazując dychotomie
świata.
Ciekawym
i zgoła niespodziewanym zabiegiem była forma przedstawienia
Wielkiej Improwizacji. Na scenie zapadła ciemność i z oddali
usłyszeliśmy głos Gustawa Holoubka z filmu „Lawa” Konwickiego.
Poczułam się jakby ktoś zawiązał mi oczy. Nie widziałam nic.
Skupiałam się więc tylko na dobitnych słowach dobiegających z
głośnika. Głęboka czerń otoczenia potęgowała wrażenia.
Z
jednej strony patos, z drugiej groteska, nielubiany przez młodzież
Mickiewicz zderzony z amerykańską popkulturą. Danie
jednogarnkowe o wyrafinowanym, ale pikantnym smaku. Godne polecenia.
Zdjęcie
z
http://culture.pl/pl/galeria/dziady-w-rezyserii-w-rezyserii-radoslawa-rychcika-galeria
sobota, 17 października 2015
[4] Gdy byłam mała
Gdy byłam mała
uwielbiałam watę cukrową.
Lepiła się do twarzy, palców, sukienek.
Sprawiała mi radość za każdym razem.
Gdy byłam mała
uśmiechałam się do drzew i kwiatów,
rozmawiałam z pszczółkami.
Wiedziałam, że otacza mnie miłość.
Gdy trochę urosłam
wata cukrowa stała się zbyt lepka,
a pszczoły żądlące.
Chciałabym być znowu mała.
Wiersz nagrodzony 1 miejscem podczas XXXIV Wojewódzkiego Turnieju Białych Piór, Poznań 2015.
Powrót do POEZJA
wtorek, 13 października 2015
[3] Ukąsiła mnie poezja
Jakiś czas temu ukąsiła mnie poezja.
Zostałam skazana na pisanie. Na początku dobrze się miała Pani Szuflada.
Z czasem dojrzałam do tego, by podzielić się swoim pisaniem.
W 2015 roku zostałam uhonorowana 1 miejscem w XXXIV Wojewódzkim Turnieju Białych Piór. I wtedy się zaczęło...
Nagrody Turnieju Białych Piór rozdane.
Powrót do POEZJA
Zostałam skazana na pisanie. Na początku dobrze się miała Pani Szuflada.
Z czasem dojrzałam do tego, by podzielić się swoim pisaniem.
W 2015 roku zostałam uhonorowana 1 miejscem w XXXIV Wojewódzkim Turnieju Białych Piór. I wtedy się zaczęło...
Nagrody Turnieju Białych Piór rozdane.
Powrót do POEZJA
[2] Drzwi do wyobraźni
Ma być o
programowaniu i literaturze.
Chciałabym, żeby
wszyscy zrozumieli w jaki sposób można połączyć te dwie pasje.
Kod to poezja, to
rodzaj sztuki, a programista to autor, który dobiera algorytmy jak
poeta słowa.
Od tego gdzie
postawi kropkę, a gdzie się zawaha zależy czy powstanie domek z
klocków czy swoisty poemat.
Uczę się tworzyć
poematy, te z liter i słów składające się w poezję i te z
algorytmów, znaczników i rzeczy, których jeszcze nie ogarniam.
Uczę się, by
zostać mistrzem.
Tak jak w
literaturze, tak i w programowaniu wszystko jest możliwe. Biorę
klawiaturę i tworzę wyobrażenia, wizje, stawiam literki, znaki nie
śpiąc po nocach, by potem ujrzeć swe dzieło i zachwyt w oczach
innych. Tak, to marzenie każdego twórcy, od malarza, poety, pisarza
czy muzyka, po programistę.
Wyobraźnia nie zna
granic. A kod stanowi do niej drogę wyrazu. poniedziałek, 12 października 2015
[1] Na dobry początek
Poniedziałek. Dobry dziań na początek. Początek czego? Dobrej zabawy, dobrego pisania i refleksji.
Już od jakiegoś czasu zbierałam się w sobie, aby zacząć tu pisać. Pisać o tym jak wyglądają moje pierwsze kroki w prograowaniu, o fascynujących mnie książkach, filmach, przedstawieniach teatralnych. Takie miejsce o moich pasjach, które mam nadzieję, staną się dla Was pożywką dla wyobraźni, uśmiechu i zadowolenia.
Już od jakiegoś czasu zbierałam się w sobie, aby zacząć tu pisać. Pisać o tym jak wyglądają moje pierwsze kroki w prograowaniu, o fascynujących mnie książkach, filmach, przedstawieniach teatralnych. Takie miejsce o moich pasjach, które mam nadzieję, staną się dla Was pożywką dla wyobraźni, uśmiechu i zadowolenia.
No to do dzieła i mam nadzieję - do poczytania!
Subskrybuj:
Posty (Atom)