czwartek, 17 marca 2016

[15] Recenzja: Eric-Emmanuel Schmitt „Dziecko Noego”



„Twój ojciec cię kocha, Joseph. Może kocha cię źle albo w sposób, który ci się nie podoba, jednak kocha cię, jak nigdy nie będzie kochał nikogo innego i jak nikt inny nigdy nie będzie cię kochał.”
"Dziecko Noego" Eric-Emmanuel Schmitt
Melancholia. Jeśli jesteś w nastroju refleksyjno-melancholijnym to ta książka jest dla Ciebie. I nie – nie jest to kolejne dzieło opowiadające po prostu o czasach wojny i eksterminacji Żydów. Właściwie jest tu zupełnie coś innego. Świat widziany oczami małego chłopca nie jest przesiąknięty obozami, zbrodniami, jest natomiast światem, w którym ukazany jest inny obraz prześladowań. 

Eric-Emmanuel Schmitt zatrzymał w oczach dziecka moment wkroczenia Niemców do Brukseli i los, który po prostu trudno było zrozumieć. Siedmioletni Joseph Bernstein trafia najpierw pod opiekę zamożnych chrześcijan, gdzie czuje się doceniony, odkrywa w sobie, w tym innym świecie, arystokratę. Gdy jednak sytuacja staje się niebezpieczna dla chłopca hrabina de Sully oddaje malca pod opiekę księdza. Joseph z fałszywymi papierami trafia do sierocińca, w którym ukrywało się już wielu małych Żydów. Patrząc po latach na swe przeżycia Joseph wspomina jak pomimo tego, iż uczył się religii żydowskiej, obrządki chrześcijańskie, które odprawiali dla zachowania pozorów, wpływały na jego zachowania. Wspomina zachowanie księdza Pons, który mimo tego, iż był katolikiem walczył o przetrwanie tradycji żydowskiej. Stał się zresztą dla Josepha Noem, bo niósł nadzieję wszystkim tym, którzy jej potrzebowali. Nadzieję zawartą z jednej strony w realnej pomocy, a z drugiej w tworzeniu kolekcji. Kolekcji rzeczy zagrożonych zapełniając swoją arkę.

Kreacje Josepha, Mademoiselle Marcelle i ojca Pons wywarły na mnie ogromne wrażenie. Joseph – dziecko, które jest chłonne i jest gotowe przyjąć postawę osób stających się dla niego ostoją bezpieczeństwa i autorytetem jednocześnie wypierając się swych korzeni, Mademoiselle Marcelle – kobieta walcząca w konspiracji z Niemcami z niespotykaną stanowczością i bezwzględnością oraz ojciec Pons – Noe niosący nadzieję, dający każdemu możliwość zachowania własnej religii, własnego stylu życia, bo jak mówi „religia nie jest ani prawdziwa ani fałszywa proponuje tylko pewien sposób życia”.

Wydawać by się mogło, że walka o wymierające wartości jest walką z wiatrakami, jednak Noe i jego 'dziecko' temu zaprzeczają. Nadzieja mieszka wszędzie tam, gdzie są ludzie gotowi pomagać, bez względu na wyznanie, poglądy polityczne czy też inne różnice. Schmitt w sposób mistrzowski opowiada nam o różnorodności, tolerancji i wiecznym poszukiwaniu tożsamości. To od nas w dużej mierze zależy co z obecnego świata pozostanie, co postanowimy uratować „zakładając kolekcję”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz