„Wszystko ma jakieś znaczenie, każdy nasz krok ma jakiś
sens, bo dzięki niemu może się zdarzyć to i to. A więc jest
jakieś przeznaczenie. A skoro jest przeznaczenie, to nie ma wolnej
woli. Nie ma wolności, bo wszystko zostało zapisane już
wcześniej.”
Izabela Sowa „Smak
świeżych malin”.
Zawsze gdy czuję się przytłoczona rzeczywistością, gdy stos
zadań do wykonania na dziś nie chce topnieć, siadam na kanapie
i sięgam po książkę Izabeli Sowy Smak świeżych malin.
Ta nadzwyczaj lekka książka, jedna z części owocowej trylogii,
powoduje, że świat zewnętrzny przestaje istnieć, a ja zatapiając
się w historii życia Maliny odprężam się nabierając sił
do dalszego działania, wierząc jednocześnie, że sama podejmuję
decyzje.
Wydawać by się mogło, że literatura kobieca niezbyt wysokich
lotów, pisana w formie pamiętnika, opowiadająca o dylematach
studentki przedstawionych w sposób przyjazny dla nastolatek nie
stanowi pozycji godnej refleksji, a jednak. W sposób niezwykle
sprawny i zabawny autorka opowiada o tęsknotach, przyjaźni i
perypetiach młodej dziewczyny. Nie wszyscy z nas będą się z nią
identyfikować, ale każdy w jakiejś wybranej chwili swojego życia
pomyśli o zmianach, które chce wprowadzić w swoim życiu i o
nieuniknionych zdarzeniach losu, również takich, które dosięgły
Malinę.
Bohaterka Sowy przedstawia nam się jako opuszczone przez ojca dziecko, który w ważnych chwilach jej życia zawsze ją zostawiał, za każdym razem sprawiając, że czuła się samotna. To dziewczyna, niewierząca w siebie, starająca zmienić się dokonując z jednej strony metamorfozy wyglądu poprzez odchudzanie (chyba każda młoda dama wpada na taki pomysł przynajmniej raz w życiu), operację plastyczną z drugiej strony poprzez rozmowy z przyjaciółmi, psychiatrą i własnym wewnętrznym ja. Tak, to nie obciach – prosić o pomoc specjalistów, szczególnie wtedy, gdy świat staje na głowie, gdy matka nie radzi sobie z życiowymi partnerami, a promotor domaga się kolejnych rozdziałów pracy magisterskiej.
Pochłaniając
proste słowa Sowy przypinam je do co drugiej dziewczyny, do każdego
młodego człowieka, który potrzebuje przyjaciela takiego jak Ewka,
Leszek czy Jolka, wspierającego w niepowodzeniach dietowych, w
trudach miłości, takiego który jest, a nawet jeśli czasami znika
– to potem powraca.
„Irek
wyjechał. Mama milczy. Ewka wraca za trzy tygodnie. Po Jolce śladu
nie ma. Leszek wsiąkł. Ile można rozmawiać z szympansami i złotą
rybką?!!”. Samotność. Może być twórcza, pomimo, że
czasami doprowadza do apatii może stać się drogą do szczęśliwego
finału. Gdy nie koncentrujesz się tylko na sobie, gdy po prostu
żyjesz mogą Ci się zdarzyć tak niesamowite sytuacje jak Malinie
gdy wszystko wokół niej zaczęło kwitnąć, cała jej paczka
podwoiła się w szczęściu i miłości, a w życie jej matki
wkroczył „specjalista”. I nawet ona zobaczyła w pewnym momencie
swe słońce, bo w życiu każdego człowieka w pewnym momencie
pojawia się wiadomość o lotach w przestworza. Ale o tym
przeczytacie już sami. Powiem tylko – niespodziewanie spodziewane
wydarzenia spotykające bohaterkę dają nam wszystkim nadzieję na
życie bez poczucia pustki.
Dla
mnie to książka-ucieczka. Autorka wykorzystując nurtujące młodych
ludzi pytania pokazuje im drogę ucieczki od otaczającego świata –
w książkę, przyjaciół i wiedzę i w rezultacie w sukces, a
jednocześnie w lekki świat przygód, zwątpień i decyzji,
które z czasem przestają być tak trudne. Bo przecież „życie
bywa jednak cudowne”.
Zdjęcie zaczerpnięte ze strony : http://www.akapit-press.com.pl/generated/media/201309/s195_283_45c644ae7fe9d9eaabf5d7e65f648532_enlarge.jpg
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz