sobota, 31 października 2015

[5] Recenzja: „Dziady” w reż. Radosława Rychcika, Teatr Nowy w Poznaniu

   Niedzielny wieczór zapowiadał się klasycznie. Z „Dziadami” Mickiewicza znaliśmy się tylko ze słyszenia. Dla mnie była to zawsze literatura, która nie nadawała się za bardzo na książkę do poduszki. Inscenizacja w reżyserii Radosława Rychcika w Teatrze Nowym w Poznaniu całkowicie zmieniła mój sąd w tej sprawie.
   Wieczór zapowiadał się nastrojowo, a skończył z dużą dawką energii, emocji i wszechobecnego zachwytu.
   Pierwsze zaskoczenie było już przy wejściu. Witały nas dźwięki Ody do radości i aktorzy- statyści, przedstawiciele różnych ras i kultur.

   Pierwszy akt zdominowany przez obrzęd Dziadów wprowadził widza w świat słów Mickiewicza i wielokulturowej globalności. Guślarz w ciele Jokera, Marylin Monroe – przewrotnie jako dziewica Ewa czy też bliźniaczki z Lśnienia w otoczeniu amerykanizującym zarówno wyglądem jak i dźwiękiem, dużo popcornu na scenie i pierwszych rzędach widowni oraz scena będąca nie tylko na scenie – to wszystko sprawiło, że pokochałam Teatr Nowy.
   Niezwykle sugestywna gra aktorów, szczególnie Tomasz Nosińskiego naśladującego bezbłędnie ruchy Jokera czy też Mariusza Zaniewskiego (Konrada - Gustawa). I chór podobny do amerykańskiego girlsbandu z repertuarem z lat 60-tych.
  Po całkiem sporej dawce ludowego folkloru w barwach amerykańskich słowa Mickiewicza nabierają innego wydźwięku. Wzmocnione postaciami Johna Lennona, Martina Luthera Kinga czy Johna F. Kennedy'ego przechodzą do niezwykle obrazowego, nieobecnego w klasycznym teatrze widowiska. Monolog Konrada przypominającego swym wyglądem hippisa, a także pokazana w stylu telenoweli scena warszawskiego salonu z jakże dobitnym krwawym finałem ujętym w formie groteski sprawia, że dzieło Mickiewicza nabiera nowego sensu, nowego wymiaru. Jest uniwersalne pokazując dychotomie świata.
   Ciekawym i zgoła niespodziewanym zabiegiem była forma przedstawienia Wielkiej Improwizacji. Na scenie zapadła ciemność i z oddali usłyszeliśmy głos Gustawa Holoubka z filmu „Lawa” Konwickiego. Poczułam się jakby ktoś zawiązał mi oczy. Nie widziałam nic. Skupiałam się więc tylko na dobitnych słowach dobiegających z głośnika. Głęboka czerń otoczenia potęgowała wrażenia.

  Z jednej strony patos, z drugiej groteska, nielubiany przez młodzież Mickiewicz zderzony z amerykańską popkulturą. Danie jednogarnkowe o wyrafinowanym, ale pikantnym smaku. Godne polecenia.

Zdjęcie z http://culture.pl/pl/galeria/dziady-w-rezyserii-w-rezyserii-radoslawa-rychcika-galeria


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz